Czas

podnoszę głos
o siwy włos
wystygłą herbatę

Nienormalni

Nie chowają się przed Bogiem za listkiem figowym.
a ich serce nie odpowiada echem na marszowy krok.

Maki

Przed nami bezkresem się łąka rozlała
plamami wszystkich barw.
Błądziliśmy w upale bijącym od jej ciała,
w zapachu letnich traw.

Odejście

srebrne krople na cienkiej nici lata
miękki ślad po zimnym szalu poranka
muzyka wirtuoza światło-cienia

Jesienna

Nagie, skręcone od żalu gałęzie
narysowane ostrym ołówkiem
na tle jasnego przetarciami nieba

głęboko

zakopałam uśmiechy
łzy i westchnienia
własne myśli
zakopałam głęboko

Cisza

pustkowia szarej skały
i groza przed burzą kłębiącej się złości
zimne głębiny wrogiej obojętności

Wytchnienie

niebo zagrało wielością harmonijnych barw
drga struna uderzona światłem
zdolna tylko przyjąć to zachwytem

Wieczorem

kładąc się słońce spojrzało raz jeszcze
mdlejącym wzrokiem
rzuciło spojrzenie tak inne niż zwykle